Człowiek od zawsze miał potrzebę, by poznawać innych ludzi. Proste kontakty z rówieśnikami pozwalają nam nie tylko na poszerzenie grona znajomych, ale również na odkrywanie nowych zainteresowań, obyczajów i… szkolenie języka. Mowa tu oczywiście o wymianach międzynarodowych, które są czymś więcej niż tylko treningami dla naszych możliwości lingwistycznych.
Ci, którzy zdecydowali się na udział w wymianie ze szkołą w Warendorfie wiedzą, jak wiele wydobyć można z tygodnia spędzonego w towarzystwie ludzi innych narodowości. Dla niektórych może być to wystawienie na próbę, jednak z reguły zawsze wszystko dobrze się kończy.
Niedziela, 13.06.2010 19:35
Spakowałam już chyba wszystko… choć i tak z pewnością czegoś zapomnę, jak zwykle zresztą. Szczerze powiedziawszy, to trochę się boję. Kilka dni temu otrzymaliśmy maile od Niemców, u których będziemy zakwaterowani. Niecały tydzień na korespondencję to zdecydowanie za mało – nie zdążyliśmy się nawet za dobrze poznać. Ale przecież do Warendorfu jadę między innymi po to, by poznać nowych ludzi i tamtejsze zwyczaje, podszkolić język, a przede wszystkim dobrze się bawić.
O 20 mamy zbiórkę i czuję się trochę tak, jak przed rozmową kwalifikacyjną o pracę. Trochę radości i strachu zarazem, plus perspektywa spędzenia dwunastu godzin w pozycji siedzącej. Najpierw o 20:20 do Wrocławia, a o 21:30 do Münster.
Poniedziałek, 14.06.2010 08:03
Mówią, że pierwszy dzień jest zawsze najtrudniejszy. Muszę się z tym całkowicie zgodzić – zmęczenie spowodowane dwunastoma godzinami jazdy autokarem wzięło górę. Pocieszeniem jest to, że nie mieliśmy żadnych komplikacji typu zepsute koło czy nieplanowana kontrola przygraniczna.
Zaraz po wyjściu z autobusu w Münster przesiedliśmy się do taksówek, które przewiozły nas do Warendorfu, co dało nam kolejne czterdzieści minut spędzonych na siedząco.
Wraz ze stacją docelową powróciły obawy – jak to będzie? Czy będzie tak, jak to sobie wyobraziłam? A może zupełnie przeciwnie? Patrząc na swoich polskich rówieśników miałam wrażenie, że mają ten sam syndrom. Kolega, który uczestniczył wcześniej w takiej wymianie mówił, że początki są zawsze takie same – najpierw będzie pewnego rodzaju dyskomfort przed nieznanym, a potem szybko zaaklimatyzuję się w nowym towarzystwie i będę się świetnie bawiła. Nie chciałam mu jedynie uwierzyć, że sama przekonam się o tym, jak szybko leci czas.
21:38
I strach przed nowym zniknął zupełnie! Co prawda tuż przed poznaniem mojej rodziny zżerały mnie nerwy, jednak okazało się, że całkiem niepotrzebnie. Nasi gospodarze (mówię tu w imieniu grupy) są świetni i wydają się być pozytywnie nastawieni. Kiedy już wszyscy rozjechaliśmy się do swoich domów, mieliśmy kilka godzin na rozpakowanie się, prysznic, odpoczynek i inne czynności niwelujące zapach podróży.
Po południu wybraliśmy się wspólnie na basen w Warendorfie, gdzie zaczęła się nasza integracja. Były mecze w siatkówkę i piłkę nożną rangi międzypaństwowej (Polska – Niemcy), pływanie i rozmowy, które zapoczątkowały nasze międzynarodowe relacje oraz przełamały nasz strach przed używaniem języka obcego, który występuje zawsze pierwszego dnia pobytu (jedni wybrali niemiecki, inni zaś pewniej czuli się w operowaniu angielskim).
Po basenie poszliśmy na pizzę, później również na lody połączone z częściowym zwiedzaniem rynku. Jestem zmęczona, jednak mam nadzieję, że każdy następny dzień będzie jeszcze lepszy od poprzednich (o ile to w ogóle możliwe).
Wtorek, 15.06.2010 13:18
Nie sądziłam, że niemieckie szkoły aż tak bardzo różnią się od polskich! I nie chodzi tu jedynie o pomoce dydaktyczne i przejrzystą architekturę budynku – atmosfera jest zupełnie inna. Musiałam wstać dość wcześnie, by punktualnie o 7:45 zjawić się wraz z innymi na zbiórce na szkolnym korytarzu. Plan przedpołudnia był z góry ustalony – pierwszą godzinę mieliśmy spędzić na zwiedzaniu szkoły i śledzeniu lekcji w roli obserwatora, później zaś dołączyć do naszych niemieckich rówieśników, z którymi mieliśmy iść na zajęcia (już jako uczniowie). Każdy z nas zatem gościł na innych przedmiotach – jedni na filozofii, pedagogice czy sztuce, inni zaś na matematyce, francuskim lub hiszpańskim. Należy zaznaczyć, że Niemcy oprócz innych przedmiotów mają również kompletnie odmienny system nauczania, który mieliśmy okazję poznać.
Po kilku godzinach lekcji przyszedł czas na chwilowy odpoczynek przed szkołą, później zaś na długo wyczekiwany obiad. Nie jestem w stanie oznajmić, czy wszystkim podobało się tak bardzo, jak mi. Słysząc jednak relacje kolegów i emocje, z jakimi opisywali swoje wrażenia, mogę śmiało zaryzykować stwierdzeniem, że dobrze się bawiliśmy (Dobrze się bawić? W szkole? Albo wszyscy jesteśmy chorzy, albo myślimy w ten sam sposób).
02:18
Nogi mi zaraz odpadną. Po obiedzie - w południe - przyszedł czas na zwiedzanie Warendorfu. Nim to jednak nastąpiło, mieliśmy okazję odwiedzić ratusz i spotkać się z panią wiceburmistrz, Doris Kaiser. Nie przypuszczałam, że miejscowe media okażą tak wielkie zainteresowanie nami i realizowanym przez nas po raz dziewiąty projektem. Ale to nawet dobrze – lubię oglądać się w gazetach.
Warendorf jest naprawdę imponującym miastem – nie dziwię się więc, że cała nasza grupa nie rozstawała się z aparatami fotograficznymi. Odwiedziliśmy wiele zabytków, uliczek i kościołów - produkowanie wspomnień jest naprawdę pracochłonne.
Jest druga w nocy. Właśnie skończyła się nasza pierwsza impreza integracyjna, dzięki której poznaliśmy się jeszcze lepiej. A tak zbaczając z tematu, to już się spakowałam. Jutro dwudniowa wycieczka do Wewelsburga.
Środa, 16.06.2010 23:55
Cały dzień na nogach. Z samego rana wyjechaliśmy autobusem spod Schulzentrum w Warendorfie. Trwającą około półtorej godziny podróż spędziliśmy na odsypianiu, co było raczej do przewidzenia. Czas po przyjeździe był jednak z góry zaplanowany, i to co do minuty – chwila na rozpakowanie walizek, potem zwiedzanie zamku w Wewelsburgu (gdzie mieściło się nasze schronisko) oraz realizacja projektu związanego z przeszłością tego miejsca, w tym losu więźniów pobliskiego obozu koncentracyjnego, a także historią zamku, który w trakcie II Wojny Światowej stał się centrum nazistowskiego mistycyzmu oraz kwaterą pomocniczą zakonu SS. Podsumowanie pracy nad projektem prezentowaliśmy głównie w języku niemieckim (wiecie, ile stresu kosztuje wyjście na środek?).
Powrót do miejsca zakwaterowania był trochę meczący, jednak podczas grilla całkowicie zapomnieliśmy o trudach dnia (i o odciskach na stopach!). Wspólne rozmowy, śpiewanie i granie na gitarze zbliża ludzi, naprawdę. Muzyka może być językiem, którym da się porozumieć niezależnie od tego, skąd jesteś.
Na sam koniec dnia wybraliśmy się na boisko usytuowane kilkaset metrów od zamku. Tam mogliśmy kontynuować śpiewanie, a także rozpalić ognisko i po prostu świetnie się bawić.
Czwartek, 17.06.2010 20:28
Kolejne dni są nie tylko coraz wspanialsze, ale i coraz bardziej męczące. Poranna pobudka przypomniała nam, że mamy w planie pojechać do Paderborn, gdzie mieści się park linowy. Zmęczeni dniem poprzednim nie mieliśmy pojęcia, co nas tam w ogóle czeka.
Po oddaniu w punkcie telefonów, aparatów i innych wartościowych rzeczy udaliśmy się na miejsce, gdzie zostaliśmy poinstruowani co do sposobów wspinaczki i zakładania pasów, a także ogólnych zasad bezpieczeństwa. Wszystko wydawało się proste, póki nie znalazłam się na górze. Szczeble zawieszone siedem metrów nad ziemią to nie to samo, co te na wysokości kilkudziesięciu centymetrów.
Ale eureka, przeżyłam. W drodze na obiad rozmawiałam z koleżankami i kolegami o tym, jak im się podobało. I tutaj znów zauważyłem jedność (wszystkim się podobało), co mnie akurat nie zdziwiło.
Po obiedzie (a jaki dobry!) przeszliśmy do Nixdorf-Museum, gdzie mieliśmy okazję przenieść się do świata komputerów – i to nie tylko tych współczesnych. Nie miałam pojęcia, że pierwszym na świecie komputerem były zwykłe sznurki z supełkami. Dodatkowo mogliśmy podziwiać przeróżne wynalazki i maszyny liczące, każde z innego okresu w historii. Największą atrakcją była jednak możliwość samodzielnego wykonywania doświadczeń na interaktywnych eksponatach muzeum. Dużą furorę zrobił komputer, który po wypowiedzeniu komunikatu robił zdjęcie, a po następnym je drukował. Robot reagujący na ruch i komendę „Komm hier, schneller!” również był niczego sobie. Jednak jeśli chodzi o moje osobiste wrażenia, to najbardziej podobał mi się komputer, który za pomocą kamerki oceniał nasz wiek i stan emocjonalny. Nie zmienia to jednak faktu, że niektóre mechanizmy trzeba jeszcze dopracować – wbrew jego ocenie wcale nie jestem mężczyzną i nie mam 35 lat!
No i rozjechaliśmy się do domów. Nie jestem wyjątkiem, jeśli chodzi o zmęczenie – wszyscy padli jak muchy, jeśli mogę pokusić się o takie określenie. Coś czuję, że sama zaraz zasnę. Co z tego, że jest wcześnie – trzeba się w końcu wyspać przed ostatnim w pełni rozplanowanym dniem. Münster, nadchodzimy!
Piątek, 18.06.2010 17:45
A właściwie nadjeżdżamy. Punktualnie o 9:13 wyjechaliśmy ze stacji kolejowej w Warendorfie wiedząc, że czeka nas niecałogodzinna podróż niemieckim pociągiem. Po przyjeździe na dworzec główny przeszliśmy na jedną z głównych ulic, gdzie zostaliśmy zapoznani z programem pobytu i godzinami spotkań. Około godziny zajęło nam zwiedzanie serca miasta i jego mniejszych zakątków, po czym mieliśmy czas wolny. Przeznaczenie go między innymi na zakupy było jednym z najbardziej naturalnych odruchów, jaki mógł zaistnieć.
O godzinie 13:30 chętni (czytaj: chyba wszyscy) udali się w umówione wcześniej miejsce, by wspólnie obejrzeć mecz piłki nożnej Niemcy – Serbia. Oflagowani, poprzebierani i pomalowani na czarno-czerwono-żółto po raz pierwszy stanęliśmy po stronie drużyny niemieckiej: integrowanie się zostawiło w nas bowiem ogromne ślady i potrzebę solidaryzowania się z naszymi gospodarzami. Dzielnie kibicowaliśmy naszym geograficznym sąsiadom i mimo porażki bawiliśmy się doskonale – przynajmniej tak twierdzą moi rozmówcy.
A o 20 nasza ostatnia wspólna impreza. Znów się nie wyśpię.
03:42
Nie sądziłam, że ten krótki pobyt aż tak bardzo pomoże nam się ze sobą zżyć. Na imprezę, która dopiero co się skończyła, mogłabym użyć wielu synonimicznych określeń, lecz wszystkie z nich miałyby swój pozytywny wydźwięk. Nie jestem tu jednak od tego, by opisywać swoje emocje, więc lepiej będzie, jeśli pójdę już spać.
Sobota, 19.06.2010 20:20
Zdecydowanie najgorszy dzień mojego życia.
Z racji, iż był to dzień do dyspozycji rodzin goszczących, nie jestem w stanie jednolicie opisać tego, jak spędzili go moi koledzy. Domyślam się jednak, że spali. Ja wraz ze swoim niemieckim gospodarzem pokusiłam się o ostatni spacer po Münster, czego nie żałuję.
W południe trzeba było się spakować, co stanowiło niejaką trudność w wykonaniu – i nie chodzi tu wcale o pamiątki i tony czekolad, które staraliśmy się przerzucić przez granicę (były w ilości eksportowej, więc mam nadzieję, że ewentualna kontrola graniczna ich nie skonfiskuje). Ostatnie chwile w domach rodzin goszczących i pożegnanie miejsc pobytu jest zawsze trudne – zwłaszcza wtedy, gdy przyczyniły się one do powstania wielu więzi.
O 15 stawiliśmy się w szkole na pożegnalnym grillu, gdzie odbyło się również uroczyste podsumowanie dziewiątego już spotkania w ramach wymiany uczniowskiej pomiędzy naszymi szkołami. Nie zabrakło humoru, zabawnych sytuacji i wspomnień, a przede wszystkim łez. Zdawało się, że uściski nie będą miały końca i że przez to nigdy nie wyjedziemy.
Tak, to było wspaniałe i smutne zarazem. A perspektywa dwunastu godzin spędzonych na pewnej części ciała wcale nie jest pocieszająca. Przypuszczam jednak, że zostaniemy całkowicie pochłonięci przez oglądanie zdjęć, opowieści i spanie.
Niedziela, 20.06.2010 09:05
O 6:10 dojechaliśmy do dworca głównego we Wrocławiu, gdzie niemal godzinę czekaliśmy na autobus do Oleśnicy. Około godziny 8 byliśmy już na miejscu.
I tak oto zakończył się ten wspaniały dla nas czas. Mam wrażenie, że przydałyby się jakieś podsumowania. Nie jestem w stanie mówić teraz za nas wszystkich, więc mam nadzieję, że moi koledzy i koleżanki nie obrażą się, jeśli użyję teraz formy pierwszoosobowej.
Ten tydzień był tygodniem niezwykłym i wiem, że nigdy już się nie powtórzy. Zawdzięczam mu naprawdę wiele: dzięki tej wymianie mój niemiecki nie tylko się poprawił, ale również przestałam bać się go używać i nie czuję już oporów przed rozmową. Poznałam również wielu wspaniałych ludzi, którzy przyczynili się do tego, iż zapamiętam ten czas jak najlepiej. Odkryłam zainteresowanie innymi dziedzinami nauki, poznałam zwyczaje obecne w niemieckich domach, a co najważniejsze – wspaniale się bawiłam. Ten wyjazd spełnił wszystkie swoje założenia i mogę potwierdzić, że cel wymiany został w stu pięćdziesięciu procentach zrealizowany.
Pan Maciej Swędzioł i pani Agnieszka Komsta-Fila są osobami, którym w imieniu wszystkich chciałabym podziękować za opiekę podczas pobytu, staranne tłumaczenie oraz cierpliwość do nas. Bez nich owa wymiana nie ruszyłaby z miejsca.
Jestem pewna, że zaraz zasnę z nosem w pamiętniku, więc napiszę jeszcze, że ze zniecierpliwieniem czekamy na przyjazd naszych niemieckich kolegów do Polski. Wrzesień już niedługo.
Hanna Kwaśniewska
Oleśnica 2010
Wymiany międzynarodowe od zawsze miały swoje plusy i minusy. To bowiem nie tylko szkolenie i oswajanie się z danym językiem: do innych, równie ważnych i nieodłącznych przymiotów należy między innymi nawiązywanie nowych znajomości (niekiedy i nawet przyjaźni). Spędzamy również czas w towarzystwie osób, które z chęcią opowiadają nam swoje własne historie, przez co poznajemy nie tylko naturę drugiego człowieka, ale i również obyczaje danej narodowości. Język nie stanowi zatem żadnej przeszkody w kontaktach międzyludzkich – niekiedy jest tak, że gestykulacja i słowotwórstwo sprawiają nam więcej przyjemności, niż rozmowa w bezbłędnym języku. Ale każdy medal ma dwie strony: takie wymiany trwają zazwyczaj za krótko, a przywiązanie do naszych zagranicznych kolegów sprawia, że przy pożegnaniu ronimy mimowolną łzę. I wcale nie przesadzam, posuwając się do tego określenia – to potwierdzony fakt.
Sobota, 18.09.2010 14:56
Czekałam na ten dzień od czerwca – dokładniej od momentu, w którym nasz autobus wyjechał z przystanku w Münster. Aż nie mogę uwierzyć, że właśnie dziś zobaczę tych wszystkich Niemców, z którymi spędziłam tydzień swojego życia. Dziwnie jest mi się do tego przyznawać, ale tęskniłam za nimi. Wielu z nas pisało z nimi maile, przez co nie straciliśmy ze sobą kontaktu.
Dziś zaczyna się druga część naszej wymiany ze szkołą w Warendorfie. Mam cichą nadzieję, że ta rewizyta będzie równie udana, co nasz pobyt w Niemczech.
23:20
Niemcy są u nas dopiero od godziny szesnastej, a pierwsze spotkanie integracyjne już za nami. Mimo długiej i wyczerpującej podróży nasi goście mieli siłę na to, by wybrać się wspólnie na rynek (Dni Europy) i pospacerować po przedmieściach Oleśnicy. Zakwaterowanie się w domach rodzin goszczących zajęło im niewiele czasu – wszystko po to, by jak najszybciej móc spotkać się całą grupą. Fakt faktem – razem o wiele raźniej.
Wierzę, że im się tu spodoba.
Niedziela, 19.09.2010 18:03
Dzień jeszcze się nie skończył, a ja już jestem zmęczona. O godzinie ósmej zebraliśmy się na dworcu PKP, by wybrać się na polsko-niemiecki podbój Wrocławia – Polska to w końcu nie tylko Oleśnica i jej okolice. Jedną z głównych atrakcji naszej wycieczki był przejazd ulicami miasta zabytkowym tramwajem i zwiedzanie go wraz z przewodnikiem.
W okolicach godziny trzynastej wysiedliśmy z tramwaju, by udać się do Panoramy Racławickiej na trwającą blisko trzydzieści minut prelekcję. Nasi niemieccy koledzy korzystali z nagrania w wersji niemieckiej.
Po zwiedzaniu mieliśmy to, co uczniowie lubią najbardziej – czas wolny. Każdy przeznaczył je na coś innego: jedni wybrali zakupy, inni zaś na indywidualnie zwiedzanie Wrocławia. Trzeba jednak podkreślić, że naszym gościom najbardziej spodobała się jazda polskim pociągiem (no, może pomijając ponad godzinny postój w szczerym polu).
Za niedługo kolejna impreza integracyjna. Jest jeszcze tyle tematów do obgadania, że obawiam się, iż nie starczy nam tygodnia.
03:29
Niesamowite. To dopiero drugi dzień, a ja już czuję, że będzie to czas, którego nigdy nie zapomnimy.
Jutro szkoła. Mnie niemiecki system edukacji przypadł do gustu – miejmy nadzieję, że nasi koledzy z podobnym entuzjazmem podejdą do jutrzejszego – a w zasadzie dzisiejszego – dnia.
Poniedziałek, 20.09.2010 18:34
Wydawałoby się, że wymiana jest również okazją do odpoczynku od szkoły. A gdzież tam! Już o 7:55 musieliśmy być na miejscu i tym samym rozpocząć kolejny dzień. W pierwszej kolejności –tuż po oficjalnym przywitaniu przez dyrekcję - czekała nas (a raczej naszych niemieckich gości) prezentacja na temat systemu szkolnictwa w Polsce, edukacji, przedmiotów itp. Zaraz potem mieli również okazję uczestniczyć w naszych zajęciach – sami musieli przyznać, że lekcje w naszym kraju wyglądają nieco inaczej niż w ich ojczyźnie. Nie znaczy to jednak, że im się nie podobało.
Po wizycie w szkole przyszedł czas na zwiedzanie Oleśnicy. Pokazaliśmy im między innymi Bazylikę Mniejszą, okolice Zamku Książęcego, basen i inne wizytówki naszego miasta. Na samym końcu odwiedziliśmy budynek Starostwa Powiatowego w Oleśnicy, gdzie dowiedzieliśmy się o podstawowych rolach i zadaniach tej instytucji.
Jeśli chodzi o rozrywkę, to organizacja i gotowość są zawsze. Zaraz kolejna wspólna integracja. Mam nieodparte wrażenie, że będzie lepiej niż DOBRZE.
01:45
Nie mam siły by po raz kolejny opisywać, jak świetnie potrafimy się razem bawić, oczy same mi się zamykają. A jutro trzeba wcześnie wstać – czas na Oświęcim i Kraków.
Wtorek, 21.09.2010 10:09
Rozglądam się po autobusie i widzę, że wszyscy odsypiają - zaczął doskwierać nam brak snu, przez co korzystamy z każdej możliwej okazji na choć częściowe wyspanie się przed wycieczką po terenie obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Wyjechaliśmy o 7:30, a na miejscu będziemy w okolicach godziny dwunastej.
Nie ma co, też idę spać.
00:23
Przyjechaliśmy do Centrum Modlitwy i Dialogu (instytucja, mająca na celu wymianę myśli i refleksji między ludźmi odwiedzającymi teren obozu) w miarę planowo. Zaraz po obiedzie wróciliśmy z powrotem do autobusu, tym razem jednak nie na długo – po kilku minutach byliśmy już na miejscu.
Na samym początku podzielono nas na dwie grupy – zostaliśmy więc odłączeni od naszych gości na czas zwiedzania. Na każdym kroku dowiadywaliśmy się, jak wyglądało życie codzienne w obozach, w jaki sposób dokonywano selekcji więźniów, jak ich traktowano, pilnowano i zabijano. Po opuszczeniu terenu byłego obozu pojechaliśmy do Brzezinki, gdzie przewodnicy obu z grup kontynuowali swój wykład.
Powróciliśmy do ośrodka w okolicach godziny dziewiętnastej. Nie było nawet czasu na rozpakowanie toreb – zaraz po kolacji zebraliśmy się wspólnie w sali kominkowej, by móc podzielić się z innymi swoimi refleksjami na temat wydarzeń dnia. Zarówno gospodarze, jak i goście wymiany czynnie uczestniczyli w przedstawianiu swoich przemyśleń.
Jutro Kraków, znów trzeba będzie wcześnie wstać. Pod wpływem chwili powstała nawet wspólna, polsko-niemiecka piosenka, która – mam nadzieję – sprawi, że o sobie nie zapomnimy.
Koniec jednak o tym, co będzie. Jest noc, koleje wspólne chwile jeszcze przed nami!
Środa, 22.09.2010 23:07
Dzień ciężki, aczkolwiek przyjemny. Znów trzeba było wcześnie wstać, ale już się do tego przyzwyczailiśmy. Tuż po śniadaniu, około godziny dziewiątej wymeldowaliśmy się z ośrodka, po czym wyjechaliśmy w stronę Krakowa. W drodze zaśpiewana została polsko-niemiecka piosenka, która powstała poprzedniego dnia i o której już na pewno wspominałam. Po niespełna dwóch godzinach dotarliśmy na miejsce.
Mówiąca w obu językach pani przewodnik oprowadziła nas po krakowskim Kazimierzu, synagodze, cmentarzu żydowskim i rynku. Niemcy wydawali się być zaciekawieni wykładem – szczególnie będąc w synagodze i zakładając obowiązkowe kipy (nakrycia głowy noszone wyłącznie przez mężczyzn). Ogólne zainteresowanie wywołała informacja, że przy grobach na cmentarzu zostawia się kartki prośbami i modlitwami, a kładzione na mogiłach kamienie spełniają rolę zniczy i kwiatów.
Po zwiedzaniu zaplanowany był obiad w tradycyjnym, polskim klimacie. Naszym gościom smakowała pomidorowa z makaronem i schabowy z ziemniakami (pytaliśmy!), przez co jeszcze bardziej zaprzyjaźnili się z polską kuchnią. Po obiedzie mieliśmy czas wolny, który przeznaczyliśmy na indywidualnie zwiedzanie okolic rynku, zakupy czy też wizyty w kawiarni. Kiedy w okolicach siedemnastej dotarliśmy do autobusu, byliśmy zmęczeni i zadowoleni jednocześnie. Staraliśmy się nie myśleć o tym, że czeka nas kilka godzin w pozycji siedzącej.
Dopiero wróciłam do domu. Dziś żadnej integracji – będzie na to czas jutro.
Czwartek, 23.09.2010 17:43
Jeśli jest to dzień do dyspozycji rodzin, to chyba jesteśmy jedną wielką, polsko-niemiecką rodziną. Dziś nie trzeba było ani wcześnie wstawać, ani nigdzie się spieszyć. Z rana jednak pojechaliśmy wspólnie do Wrocławia - i znów zakupy, kawiarnie, międzynarodowa integracja. Każdy robił to, na co miał ochotę.
Wróciliśmy całkiem niedawno. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak przygotowanie się do naszej ostatniej imprezy, którą z bólem i niechęcią, lecz zgodnie z prawdą nazwę „pożegnalną”.
Piątek, 24.09.2010 11:48
POJECHALI.
Późny powrót do domu nie zwalniał nas z punktualności – równo o godzinie dziewiątej musieliśmy stawić się w szkole, gdzie odbyło się oficjalne pożegnanie grupy niemieckiej i podsumowanie wymiany. Nasi koledzy otrzymali upominki związane z Oleśnicą, podzielili się również swoimi wrażeniami na temat pobytu w Polsce. Po podziękowaniach kierowanych od dyrekcji w stronę opiekunów i uczestników projektu po raz ostatni została zaśpiewana nasza wspólna piosenka, która zamknęła pewien rozdział w historii szkoły i w życiu biorących udział w wymianie uczniów.
Niemców pożegnaliśmy pod szkołą w okolicach godziny dziesiątej. Kilka minut później wszyscy siedzieli już w samochodach, będąc w drodze na dworzec PKP we Wrocławiu, skąd miał odjechać ich pociąg do Berlina.
Kilkoro z nas pojechało wraz z rodzicami, by choć jeszcze przez chwilę z nimi porozmawiać czy wymienić się numerami komunikatorów. Ale pociąg w końcu przyjechał.
I POJECHALI.
Wszystko kiedyś się kończy, taka jest kolej rzeczy. Możemy marudzić i narzekać, że coś dzieje się za szybko, jednak rozmowa z innymi uczestnikami wymiany przyniosła mi odpowiedź na kilka pytań. Teraz już wiem, że żadne z nas nie żałuje tych dwóch tygodni, które spędziło na oswajaniu się z kulturą reprezentowaną przez naszych gości. Wymiany są jak najbardziej potrzebne i jestem wręcz pewna, że każda następna będzie równie niezwykła, co ta.