Data: 17.06.2012 17:45
Do: Ilona
Treść:
Cześć!
Słuchaj, nie zostawiłam u ciebie tej zielonej bluzy? Mam cichą nadzieję, że w Niemczech nie będzie mi potrzebna, i tak by mi się pewnie nie zmieściła do torby. To tylko tydzień, a ja spakowałam się, jakbym jechała na dwa lata na Syberię. Powiem ci, że cieszę się, iż tam jadę, w dodatku po raz drugi w życiu. Dwa lata temu bałam się tego kontaktu z językiem, ale tym razem jest inaczej… Tak bardzo mi się wtedy podobało. I tym razem poznam nie tylko tych nowych ludzi, ale i lepiej tych, z którymi mijam się na korytarzu. Mimo wszystko mała trema przed używaniem języka jest.
O 21:25 jedziemy. O matko, zapomniałam słownika spakować… Nie da rady, nie wcisnę go. Pozostaje mi mieć nadzieję, że nie będzie mi wcale potrzebny.
Data: 18.09.2012 10:30
Do: Mama
Treść:
Hej mamo!
Jestem już na miejscu. Podróż przebiegła bezproblemowo, nawet nikt za bardzo nie chrapał tak jak dwa lata temu. Znam swoją rodzinę dopiero od półtorej godziny, a już ich uwielbiam! Jako jedyna nie mieszkam w Nordhein-Westfalen, tylko w Niedersachsen… Ale to nic. W sumie to nikt nie mieszka w samym Warendorfie.
O 14 musimy być w szkole, bo będziemy mieć zajęcia sportowe. Wiesz: ścianka, badminton, siatkówka i te sprawy. Mam zatem niewiele czasu na wypakowanie rzeczy, dlatego już kończę. Odezwę się później!
Data: 19.09.2012 18:23
Do: Wojtek
Treść:
High-5!
A myślałam, że jako maturzystka już nigdy nie pójdę do szkoły! Nawet pospać za bardzo nie mogliśmy – o 7:45 musieliśmy być na miejscu. O tyle dobrze, że pierwszą godzinę spędziliśmy na zwiedzaniu budynku, co pozwoliło mi się do końca obudzić. Byłam tam już po raz drugi i nadal uważam, że AGW to jedna z najładniejszych szkół, jakie widziałam. Oczywiście zaraz po naszym LO. Później każdy z nas szedł osobno na te zajęcia, na które uczęszczali nasi partnerzy. Mi w tym roku wypadła akurat matematyka dla rozszerzonych, niemiecki, angielski, hiszpański i rosyjski. Matko Boska, nigdy nie sądziłam, że po takim zestawie lekcyjnym będę mówiła kilkoma językami. W dodatku w jednym zdaniu. I z funkcją kwadratową na końcu.
Potem wszyscy poszliśmy na obiad do kafeterii przy szkole. Muszę przyznać, że to wegetariańskie jedzenie bardzo mi smakowało, choć nie byłam pewna tego, co wsadzili do środka tej zapiekanki… No cóż, nieważne. Następnie udaliśmy się do ratusza na spotkanie z burmistrzem, które nie trwało jednak długo, bo w planach mieliśmy jeszcze zwiedzanie Warendorfu. To miasto w niczym się nie zmieniło: i mam nadzieję, że się nie zmieni, bo takie właśnie je lubię. Przy okazji zaczęliśmy uczyć naszych kolegów polskiego: „w górę serca, to Polska wygra mecz” w ich wykonaniu jest po prostu bezbłędne.
Teraz jestem w domu, ale długo tu nie posiedzę. O 20 znów spotykamy się w Warendorfie, by wspólnie oglądać mecz. Co prawda ogółem całe Niemcy oblepione są niemieckimi flagami, ale tutaj panuje istne pandemonium w tej kwestii. Nawet wówczas, gdy Niemcy nie grają. Liczę na to, iż zgramy się tak dobrze, jak piłkarze w niemieckiej reprezentacji: z tą różnicą, że w naszej grupie jest zdecydowanie więcej Niemców. (:
Bis bald! I napisz mi, co chciałbyś dostać! I uprzedzając twoje pytanie: nie, nie przywiozę ci BMW.
Data: 20.09.2012 18:03
Do: Tata
Treść:
Hallo! Tak bardziej niemiecko.
Jestem zmęczona. Znów nie było mi dane się wyspać: z samego rana (tak, godzina 10 to bezapelacyjnie rano) pojechaliśmy do Wewelsburga do schroniska młodzieżowego, które umiejscowione jest w zamku. Nawet nie było za bardzo czasu, by się rozpakować, bo zaraz musieliśmy wyjść na zwiedzanie muzeum. Najpierw był film jako krótkie wprowadzenie do tematu wydarzeń, których uczestnicy mieli siedzibę w tymże zamku (i nie tylko), później chodziliśmy korytarzami, by zobaczyć wszystko na własne oczy. No bo wiesz, zamek w Wewelsburgu to był ośrodkiem nazistowskiego mistycyzmu w Trzeciej Rzeszy. Zwiedzaliśmy chyba do 17 i po prostu nie czuję nóg.
Mam tylko chwilę przerwy, bo zaraz mamy mieć grilla. Kolejna okazja, by pogadać po niemiecku i się zintegrować, uwierz! A po grillu mamy czas dla siebie. Jeszcze nie wiem, co będziemy robić, ale na pewno wszyscy razem. Musimy tylko zmieścić się w 24 osoby w ośmioosobowym pokoju. Da radę.
Muszę iść. Pozdrów mamę! Trochę brakuje mi jej krokietów.
Data: 21.09.2012 14:30
Do: Ilona
Treść:
Chyba jestem mistrzem nie-wyspania. Położyłam się o 4:20 tylko po to, by wstać o 5:30 i załapać się na wolną łazienkę.
Krótko po śniadaniu musieliśmy się spakować (jakby było co, nawet się nie rozpakowaliśmy) i pojechaliśmy prosto do Paderborn. Tam mieliśmy zarezerwowane trzy godziny w parku linowym i większość z nas ten czas wykorzystało właśnie na wspinaczkę. Co chwilę ktoś krzyczał, że spada, a słynący ze swojego hollywoodzkiego i permanentnego uśmiechu kolega spędził ten czas na górze z kamienną twarzą – prawdopodobnie po raz pierwszy w swoim życiu. Zdjęcia wyszły bezbłędnie, podeślę ci kilka w załączniku. Po parku linowym podjechaliśmy kawałek autobusem do Heinz Nixdorf MuseumsForum.
Jesteśmy właśnie po obiedzie. A jak dobrze tu Wi-Fi łapie! Pewnie dlatego, że to muzeum komputerowe, a tutaj wszystko jest nowoczesne. Zwiedzanie zaczynamy dopiero o 15, na razie wszyscy siedzimy przy stole i rozmawiamy o swoich wrażeniach dotyczących wymiany, która… zaraz się praktycznie kończy. Nie chcę.
Kiedy tylko dojedziemy do domu, kładę się spać i nic mnie więcej nie interesuje. Wstanę dopiero na mecz Portugalii z Czechami – chyba ci tego nie mówiłam, ale trafiłam na rodzinę interesująca się piłką nożną, co mi bardzo odpowiada. Nie ma to jak siedzenie z tatą swojej Niemki, opychanie się z nim chipsami i krzyczenie, że był spalony bądź też dany faul zasługuje na żółtą. A jeśli chodzi o komentowanie, jesteśmy lepsi niż Szpakowski i czytamy nazwisko Özil tak, jak należy.
PS. Szkoda, że cię tu nie ma. Spodobałby ci się ich sąsiad.
Data: 22.06.2012 16:33
Do: Wojtek
Treść:
Mój Boże, ile ja się w ciągu tego tygodnia nachodziłam, to się w głowie nie mieści. Nawet jak szukałam sukienki, to tyle kilometrów nie przerobiłam.
Niestety, znowu nie było spania. Bladym świtem (tak, znów, dziesiąta rano to przecież środek nocy) pojechaliśmy pociągiem do Münster. Ale takim fajnym, trochę jak tramwaj wyglądał. No i zaczęło się zwiedzanie, które zresztą nie trwało za specjalnie długo. Zobaczyliśmy to, co najważniejsze, po czym otrzymaliśmy od pani przewodnik cudowny dar, jakim jest czas wolny. Zakupy to było coś, czego ewidentnie potrzebowałam. Kupiłam tyle książek, ile sama ważę! No i po raz pierwszy w życiu piłam Bubble Tea – czemu nie ma tego w Polsce?!
Siedzę w samochodzie, wracam do domu. Znów nie zabawię tam długo: wezmę tylko prysznic i jedziemy do Telgte na imprezę pożegnalną połączoną wraz z oglądaniem meczu Niemcy - Grecja. Wiesz, taką na do-wiedzenia. Uch, nie lubię tego słowa.
Data: 24.06.2012 02:03
Do: Ilona
Treść:
Jakie tu są niewygodne siedzenia. A to niby nowy autobus.
Wczorajszy dzień był najlepszy pod każdym względem! Telgte nie jest przesadnie dużym miastem, przez co prawdopodobnie wszyscy mieszkańcy słyszeli, jak świetnie się bawimy. Był grill, był mecz. Oczywiście zsolidaryzowaliśmy się z naszymi kolegami i wspólnie kibicowaliśmy Niemcom. Ponad połowa uczestników interesuje się piłką nożną, więc nie zabrakło ani komentarzy, ani emocji. I żebyś ty zobaczyła moją minę, gdy jeden z Niemców ni stąd ni zowąd wstał z fotela i zadeklamował niczym tekst jakiegoś zaprzysiężenia to słynne „w górę serca, to Polska wygra mecz!” Takie rzeczy podnoszą na duchu. Aż łezka się w oku kręci. A po meczu? Część siedziała przy stole i rozmawiała, część przeniosła się do ogrodu na trampolinę. Skakałam do rana, teraz nie czuję nóg. Ba, niczego nie czuję.
Ostatni dzień to zawsze dzień do dyspozycji rodzin, ale wszyscy spędziliśmy go podobnie: na odsypianiu, pakowaniu i ostatnich zakupach. Po południu musieliśmy i tak stawić się w szkole, gdzie zrobiliśmy kolejnego grilla, tym razem już naprawdę ostatniego. Nic szczególnego: zdjęcia, rozmowy, jak zwykle. No oczywiście dopóty, dopóki nie trzeba było się pożegnać.
Powiem tak: cieszę się, że mogłam po raz drugi uczestniczyć w tej wymianie. To chyba jedna z tych lepszych rzeczy, która może spotkać studenta germanistyki, który stara się wykorzystać każdą okazję, by pojechać do Niemiec. Jest mi trochę smutno, że wszystko się kiedyś kończy, ale przecież zobaczę tych ludzi jeszcze raz, już we wrześniu. A kto wie, może będę odwiedzać ich częściej?
Padam na twarz. Mam dla ciebie koszulkę Podolskiego, ale za autograf musi ci posłużyć podpis jego największej fanki, oczywiście z wymiany. Oj tam, nikt się nie zorientuje.
Dobranoc!
PS. Co to, kontrola graniczna…?